I Dyktando „Gżegżółka”


W dniu 8 maja 2010 roku w siedzibie Szkoły bez Granic w Edynburgu odbyło się I Polski Dyktando w Szkocji i Irlandii Północnej „Gżegżółka” o Złote Pióro Konsula RP Tomasza Trafasa.

W dyktandzie wzięli udział uczniowie 4 polskich szkół sobotnich: Polskiej Szkoły w Fife im. Jana Pawła II, Polskiej Szkoły w Ballymena, Polskiej Szkoły przy SPK w Edynburgu, Szkoły bez Granic z Edynburga i Livingston.

Główne nagrody ufundowali:
Pan Konsul Generalny Tomasz Trafas – Złote Pióro
Pan Prezes SPK Marek Straczyński – Srebrne Pióro

Główne nagrody zdobyły:
Ola Gulbierz (kat. 8-10 lat)
Natalia Siejka (kat. 11-13 lat)

Nagrody książkowe ufundowane zostaly przez księgarnie internetowe:

www.eksiegarnia.co.uk

www.maleczytanie.co.uk


Grupa 8 – 10 lat

Zwierzęta babci Hani 

Moja koleżanka opowiedziała niezwykle ciekawą historię o swojej ukochanej babci Hani. Całe życie mieszkała ona w niewielkim miasteczku i hodowała w swoim domu różne zwierzęta. Najważniejszy był kocur Mruczek. Zawsze miał na swoim talerzyku twarożek, który wprost uwielbiał. Równie ważny w domu babci był piesek Kropek. Swoje imię otrzymał z powodu żółtych plamek na beżowej sierści. Nie był to żaden pies rasowy, ale wszyscy lubili tego kundelka, który lubił się przytulać. Jednak wnuki babci Hani najchętniej bawiły się z chomikiem. Chomik nie miał imienia i każde z dzieci nazywało go inaczej. Dla Zuzi był Wąsikiem, bo tak szybciutko poruszał małym noskiem zakończonym prostymi jak druciki wąsikami. Grześ z kolei nazywał go Kuleczka. Chomik z grubym brzuszkiem i króciutkimi łapkami rzeczywiście wyglądał jak futrzana kulka. Jednak wszystkie dzieci w rodzinie najbardziej lubiły kolorową papużkę, która mieszkała w dużej klatce z huśtawką. Babcia opowiadała, że dawniej uczyła papużkę mówić. Ponieważ jej próby nie powiodły się, później nikt już nie zamęczał pięknego ptaszka.

Grupa 8 – 10 lat

Niezapomniany dzień

To był naprawdę niezapomniany dzień, dzień wyjazdu w wakacyjną podróż, na którą czekaliśmy pół roku. Wcześniej odwiedziliśmy w Polsce już kilka znanych i nieznanych miejsc, byliśmy w Zielonej Górze i w Białymstoku, zachwycaliśmy się królewskim zamkiem na Wawelu i żubrami w Międzyzdrojach. W ogóle poznaliśmy już trochę naszą Ojczyznę, ale wyjazd na prawdziwą polską wieś to na pewno było coś niespotykanego. Wszystko zaczęło się przed wschodem słońca. Bagaże zapakowaliśmy już w przeddzień, więc należało tylko zjeść szybkie śniadanie, wyłączyć wszystkie urządzenia, zamknąć dom i wyruszyć. Po drodze podziwialiśmy falujące na wietrze zboża i złotą pszenicę. Gdy dojechaliśmy na miejsce, ujrzeliśmy piękną wiejską chatę obrośniętą krzakami jeżyn i porzeczek. Przed domem w małym ogródku rosły wielobarwne róże i lilie, a w warzywniku gospodyni hodowała rzodkiewkę, marchew, buraki i różne pachnące zioła. Dla gości przygotowany był plac z huśtawką dla dzieci i miejscem na duże ognisko obłożonym klockami suchego drewna i chrustem. Podczas tych niesamowitych wakacji okazało się nieprawdą, że nienawidzimy wcześnie wstawać. Poranne hałasy ptaków zrywały nas z łóżek o świcie. Z wielką ochotą szliśmy co rano leśną dróżką nad jezioro Jasne, żeby oglądać zza trzcin poruszające się z wolna żurawie. Wśród pachnących traw słychać było brzęczenie pszczół. Czasem nisko latały jaskółki, a wtedy nasza nie najszczuplejsza, ale najmilsza gospodyni ostrzegała, że zbiera się na potężną burzę albo nawet huragan. Niestety, nie wiemy na pewno, czy widzieliśmy wśród ptaków gżegżółkę albo kszyka, bo znamy jedynie ich wyjątkowo „nieortograficzne” nazwy. Powrót z naszej wyjątkowej podróży nastąpił zbyt szybko, ale wiele fotografii będzie nam przypominać może nie najoryginalniejsze, ale bez wątpienia przemiłe wakacje. Tylko czy uda nam się przekonać przyjaciół, że wieś może być ciekawsza od hiszpańskich plaż, wycieczek na wielbłądach na Saharę albo poznawania zabytków starożytnej Grecji?