IX Dyktando „Gżegżółka”


10 marca 2018 roku w Edynburgu i Ballymenie odbyło się IX Polskie Dyktando „Gżegżółka”, którego pomysłodawcą i organizatorem jest Szkoła bez Granic im. Niedźwiedzia Wojtka.

Organizatorem irlandzkiej części konkursu było Polish Eductional Forum Northern Ireland i PSS Balymena z p. dyrektor Agnieszką Zając. Przedstwicielką organizatora konkursu w Ballymenie była p. Izabela Wołczyńska, nauczycielka j. polskiego z Edynburga.

Uczestnicy walczyli o Złote Pióra ufundowane przez Konsula RP w Edynburgu, Ireneusza Truszkowskiego oraz czytniki Kindle ufundowane przez Polski Sklep Food Plus Niddrie oraz przez nauczycieli Szkoły bez Granic o/Edynburg. Wszyscy laureaci otrzymali też nagrody książkowe współfinansowane przez polską księgarnię Polbooks Glasgow.

Na uczniów polskich szkół uczestniczących w konkursie czekały też upominki książkowe ufundowane przez Konsula RP w Edynburgu, Ireneusza Truszkowskiego, Konsula RP w Belfaście, Dariusza Adlera oraz Polbooks i Karolina Shop.
 

Do IX Dyktanda zgłoszonych zostało 139 uczestników, ostatecznie jednak w konkursie wzięło udział 129 osób. Jest to największa liczba uczestników w historii dyktanda!
 

Do konkursu zgłosiło się 18 szkół ze Szkocji i Irlandii Pónocnej:
 

Polska Szkoła w Fife im. Jana Pawła II

Akademia Języka Polskiego im. Gen. Stanisława Maczka przy EPC w Edynburgu

Akademia Języka Polskiego im. Gen. Stanisława Maczka przy EPC w Dalkeith

Szkoła Języka Polskiego i Kultury w Motherwell

Polska Szkoła Sobotnia pod patronetem SPK w Edynburgu

Polskie Centrum Kultury i Edukacji „PCE-Chopin”

Polska Szkoła w Glasgow

Mały Instytut Języka Polskiego „Poloniusz”

Polska Szkoła Sobotnia w Perth

Szkoła bez Granic im. Niedźwiedzia Wojtka o/Edynburg

Szkoła bez Granic im. Niedźwiedzia Wojtka o/Livingston

Polska Szkoła Sobotnia Ballymena

Polska Szkoła Sobotnia w Belfaście

Polish Abroad Saturday School w Derry-Londonderry

Polska Szkoła Sobotnia im. Jana Pawła II w Coleraine

Cross Cultural Polish Academy Banbridge

Polska Szkoła Uzupełniająca w Newry

Polska Szkoła w Bangor.
 

A oto laureaci IX Polskiego Dyktanda o „Złote Pióro” Konsula RP:
 

GRUPA 8-10 lat:

Laureatka „Złotego Pióra” – Amelia Paulewicz – Mały Instytut Języka Polskiego „Poloniusz” z Edynburga

II miejsce – Gabrysia Sidirowicz – Polska Szkoła Uzupełniająca w Newry

III miejsce – Maja Plewińska – Szkoła Języka Polskiego i Kultury w Motherwell
 

GRUPA 11-13 lat:

Laureatka „Złotego Pióra” – Karolina Kowalska – Polska Szkoła Sobotnia Ballymena

II miejsce – Oliwia Cysarz – Polskie Centrum Kultury i Edukacji „PCE-Chopin”

III miejsce – Julia Gierasik – Akademia Języka Polskiego im. Gen. Stanisława Maczka przy EPC w Dalkeith
 

GRUPA 14+:

Laureatka „Złotego Pióra” – Julia Matusik – Szkoła bez Granic im. Niedźwiedzia Wojtka o/Livingston

II miejsce – Franciszek Zając – Polska Szkoła Sobotnia Ballymena

III miejsce – Julia Gierasik – Akademia Języka Polskiego im. Gen. Stanisława Maczka przy EPC w Edynburgu
 

GRUPA OPEN:

Laureatka „Złotego Pióra” – Ewa Lipińska

II miejsce – Agnieszka Tuszakowska

III miejsce – Jacek Ulatowski


Teksty dyktand:
 

Grupa 8-10 lat
 

Anatola i spółki przygód niemało

         I znów spotykamy się na marcowych zmaganiach z ortografią polską. A na autora dyktanda „Gżegżółka” spadł po raz dziewiąty obowiązek stworzenia jakiejś historyjki.

Jej główny bohater to tym razem żółw Anatol. Mieszka w domku przy ulicy o nazwie Zielona Dróżka. Bardzo lubi przejrzeć od czasu do czasu książki podróżnicze. Pewnie bierze się to stąd, że dla Anatola każda wyprawa nawet na niedaleki, niezbyt odległy koniec ulicy, to niezwykle długa droga.

Nierzadko też w mroźne wieczory przymyka swoje oczy, drzemie i marzy o różnych wycieczkach.

Przyjaciółką Anatola jest wiewiórka Basia. To najmilsze stworzonko, które nie lubi hałasów i harmideru. Słychać je często podczas bójek leśnych ptaków. Niedawno po takiej bójce Basia zauważyła trzy pióra, gdy żwawo minęła rów, przy którym rósł głóg.

Basia bardzo lubi dzielić się swoimi ulubionymi przysmakami, orzechami i żołędziami z Anatolem i Grażyną.

Grażyna to druga przyjaciółka bohatera, żaba, która mieszka nad brzegiem stawu pod brzozą. Wokół stawu wśród trzcin przy plaży rosną żółte kaczeńce i niebieściutkie niezapominajki.

Grażyna uwielbia burze i nie przeszkadzają jej w ogóle ohydne, ciemne chmury ani groźne jak potężny huk grzmoty. Po prostu przepada za wodą.
 

Grupa 11-13 lat
 

Niewyobrażalne kłopoty Marka

Marek powoli, ociężale, noga za nogą wlókł się do domu. Nie miał żadnych złudzeń. Jutrzejszy dzień przyniesie mnóstwo niemałych kłopotów. Cóż tak poważnego sprowadziło na naszego bohatera zły humor? Dopiero co dowiedział się, że nauczyciele niedawno przyjrzeli się bliżej jego zachowaniu i wkrótce otrzyma karę za nieprzestrzeganie regulaminu szkolnego. Nie najlepiej zachowywał się podczas zajęć. Nie odrabiał porządnie prac domowych. Na ogół niezbyt przejmował się uwagami, nie słuchając ich po prostu.

Wśród grzechów największy był ten, że niewiele czasu poświęcał nauce. Można by sądzić, że nie rozumiał, iż postępuje niemądrze.

Ostatnią kroplą, która przelała puchar goryczy, była klasówka z ortografii i interpunkcji. Marka przytłoczyła niewyobrażalna ilość błędów. A przecież wciąż wydawało mu się, że umie pisać wyrazy: Francuz, jeżyna, chrzęst, huk, pustułka, pszenica, hipopotam, Szwed, strużka, trąbka, jarzyna, chusteczka, gżegżółka, chryzantema i w ogóle wiele innych!

A zatem stanął przed najpoważniejszym zadaniem: trzeba by udobruchać mamę, odwieczną strażniczkę polskiego języka, która nienawidziła nieodpowiedzialności.

Spośród wielu różnorodnych pomysłów ten musi niezwłocznie zaplanować! Skoro świt przygotuje może nie najbardziej wystawne, ale smaczne śniadanie. Świeżo zaparzona kawa, twaróg z rzeżuchą i rzodkiewką, smażone jajka, a żeby było odświętnie, ustawi wazonik z różyczkami, żonkilami i pachnącymi hiacyntami.

Trudno, nie należy chować głowy w piasek tylko odważnie przyznać się i złożyć obietnicę jak najszybszej poprawy. Mama na pewno da się przekonać.
 

Grupa 14+
 

Cherlawy Dyzio

         Na nowo stworzony przez wybitnego łodzianina, Juliana Tuwima, bohater to oryginał nie z tej ziemi. Pojawia się znikąd, ni stąd, ni zowąd, przynosząc żądnym wyjaśnień obserwatorom nierzeczywiste obrazy. A to tylko prażące słońce prześwietla chmury i konstruuje magiczne witraże, fluorescencyjne esy-floresy i kolaże nie do wiary.

Obraz pierwszy nieprawdopodobny.

Cherlawy Dyzio marzyciel spod przymrużonych powiek obserwuje heroiczne zmagania Trąbalskiego. Słoń próbuje wciąż utrzymać równowagę na pierzastej chmurce, ale chyboce się w tę i we w tę. Wszystko to mimo mżawki obserwuje niezbyt inteligentny Grześ i na bieżąco relacjonuje na Facebooku, nierzadko wysyłając drażliwe zdjęcia w cyberprzestrzeń.

Obraz drugi niewyobrażalny.

Pan Hilary kręci się wśród smug szaro-białego dymu, zaglądając tu i ówdzie w poszukiwaniu czegóż by? Na razie z pewnością okularów.

Usłużna gżegżółka, na bieżąco obserwując ósemkę różnobarwnych stworzeń znad strużki, postanowiła o kradzież oskarżyć trznadla. Wtem pejzaż zafurgotał, osiadł na spiżowym obłoku i wybuchła nie najcichsza kłótnia. Jakby nowo narodzone, znikąd pojawiły się pustułki, kszyki, kukułki, sójki i sówki. Wrzaski były okrutne. Można by sądzić, że ponaddwugodzinnym kłótniom i swarom nikt nie zapobieży.

Wtem zjawił się niespóźniony pan Słowik i napisał na swoim Twitterze: okulary Hilary na razie jak co dzień ma na nosie.

Obraz trzeci „nie z tej ziemi”

Mżący deszcz nie zniechęcił rozzuchwalonej młodzieży zachłyśniętej nieograniczoną wolnością. Hulała po wpółotwartej, siedmiobarwnej kładce tęczy, wywijając sążniste hołubce, tudzież hip-hopowe solówki, byleby wprawić w osłupienie podstarzałe matrony.

A potem wykonać żmudne zadanie: posurfować w Internecie i sprawdzić nierzadko nie najjaśniejszą historię młodzieńczych swawoli sprzed ćwierćwiecza.
 

Grupa OPEN
 

Sława czy chwała

            Ni stąd, ni zowąd, znienacka nastał kolejny marzec i jak co roku co poniektórzy z nas, żądni sensacji zapragnęli przenieść się z Niziny Małopolskiej, znad jeziora Hańcza czy wreszcie spod gdyńskiej Chyloni do jarzącego się wielokolorowymi światłami Los Angeles. A tam, wśród fluorescencyjnych esów-floresów i hord rozhisteryzowanych gapiów i paparazzich snują się nieco chimeryczne, nieraz autentycznie charyzmatyczne i oryginalne gwiazdy.

I nie czas na śmichy-chichy. Oto pomiędzy watahą w dwójnasób zniecierpliwionych i pełnych nadziei nominowanych, na końcu krwistoczerwonego dywanu stoi on – niecoponadtrzydziestocentymetrowy Oscar.

Ale kimże jest ów rządzący światem kina? Kiedy niekiedy słychać szepty, że pozbawiony jest nawet drugorzędowych cech płciowych…

I wówczas, gdy tak sobie niecnie myślałam, przyszła mi do głowy historia zgoła innego Oskara. Ten nigdy nie uznawał jakiegokolwiek wysiłku za ohydztwo czy paskudztwo tego świata i nie mitrężył czasu na nicnierobieniu. Toż to jemu przaśna, ludowo-popkulturowa gwiazdka Cleo zawdzięcza autentyczną inspirację i rzesze fanów.

Oskar Kolberg pochodził z podradomskiej Przysuchy (skądinąd głośnej ostatnio). Jednakże można by sądzić, że niemalże przepadł w zamęcie niepamięci – jedynie tu i ówdzie bywa w ogóle kojarzony.

W ciągu półwiecza stworzył rzetelne i niejednokrotnie rubaszne archiwum obrzędów i guseł.

Dzięki żmudnej Kolbergowskiej pasji znamy pochodzenie i użycie przysłów, których używamy na co dzień. Trzeba by też zauważyć żwawe kujawiaki oraz chyże hołubce pobrzmiewające niezaprzeczalnie we współczesnych przebojach zespołów folkowych.

Pasjonat ów zbierał je z samozaparciem i nie opuścił żadnej wielskiej hulanki. Prędzej sczezłby niżby uciekł przed kolejnym Burkiem, który na pewno nie był chartem, ale pełnym hartu kundlem spod zagrody.

Nie wahajmy się złożyć hołdu naszemu swojskiemu Oskarowi. Niechże zatriumfuje słowiańska sobótka nad walentynkami i krakowiak nad wszędobylskim hip-hopem.